piątek, 27 maja 2016

Rozdział 5 - "Przymknij się Barbaro"

Rozdział krótki, ale no co ja mam na to poradzi. Następny będzie długi. Zapraszam. 

Z perspektywy Belli

- Bella? To ty córciu? - odezwała się cicho Sulpicia.

Zatkało mnie. No totalnie mnie zatkało. Przecież to jest niemożliwe. 
"Przecież ty nawet nie znasz swojej przeszłości"- odezwał się wredny głosik w mojej głowie.
"Przymknij się Barbaro, ja tu próbuję rozkminić dlaczego Sulpicia nazwała mnie swoją córką. 
"Barbaro? Serio?" 
"Tak, Barbaro. A teraz się zamknij się z łaski swojej"
Spojrzałam na swoich towarzyszy, którzy wydawali się być niemniej zdziwieni co ja. A nawet bardziej. 

- Ja przepraszam bardzo, ale chyba się pomyliłaś Sulpicio. - odezwałam się głosem pełnym niedowierzania. 

Sekundę póżniej znalazł się przy mnie Aro. Wyciągnął rękę i mruknął coś w stylu"Mogę?" a ja kiwnęłam głową. Wiedziałam że czegoś szukał ale nie znalazł. Wezwał do siebie Jane i Aleca a później wydał im jakieś polecenia. Nie chciało mi się tego słuchać. Próbowałam dowiedzieć się czegoś z myśli wampira, ale ten skutecznie blokował dostęp do swojej głowy. Minutę później wróciły Piekielne Bliźniaki i położyły coś przede mną. 

- Isabello, czy wiesz może co to jest? - spytał Aro, pokazując na przyniesioną właśnie rzecz. 

Spojrzałam na to i od razu wiedziałam. Lekko zaokrąglone rogi, wielki diament na środku i cztery znaki: Herb Czterech Żywiołów.

- Wiem. 

Na sali zapanowała cisza. No co jest? Przecież każdy by to wiedział. Rozejrzałam się po twarzach zebranych w Sali Koronacyjnej. Wyrażały zdziwienie. Zwłaszcza twarze moje rodziny i Cullenów. Nie no super jeszcze się okaże że to był test i tylko córka Volturich może wiedzieć co to jest. 

- Czyli jednak. Wiedziałem. Brak wspomnień z przeszłości i umiejętność rozpoznawania rzeczy nierozpoznawalnych. Księżniczka Volterry. - w sali rozległ się głos Ara. 

W pewnej chwili poczułam jak wszystkie moje wspomnienia wracają. 
Athendora - pomyślałam. 

- Heidi, przygotój proszę Salę Obrad. Czeka nas długa opoiwieść. 

piątek, 26 lutego 2016

Rozdział 4 - Volterra

Jak długo rozdziału nie było to dzisiaj mam dla was aż dwa. Rozdział 4 pt. Volterra zostawiam do waszej oceny. Chciałabym także poinformować że od dzisiaj można na moim mailu (zakładka "kontakt") poprosić o wersję pdf w której będą wszystkie rozdziały (oprócz bohaterów). Także zapraszam. 
Arame Isolation

Perspektywa Belli

Właśnie lecimy samolotem w stronę Włoch. Lot trwa około godziny a mi już się nudzi. No masakra normalnie! Na dodatek Soph cały czas narzeka na to że nie wyjęła z walizki swojego I-Poda. Emmet cały czas opowiada jakieś żarty, Amanda czyta jakiś magazyn, Liv i Rose zaczęły gadać o modzie, Jasper z Jamesem grają w karty a ja i Luke nie mamy co robić. W końcu chłopak pyta się mnie:
- Bells, jak będziemy już na zamku koniecznie musimy zrobić wyścig. 
Uśmiechnęłam się i pokiwałam głową na znak zgody. Uwielbiałam szybką jazdę i wyścigi a umożliwiały mi to moje ulubione pojazdy: Motor Suzuki Hayabusa, oraz samochody: Bugatti Veryon i Ferrari 488 GTB. Z Lukiem ścigam się już od wielu lat i zawsze ja wygrywam. Dodatkowo nasze wyścigi odbywają się na trudnych torach. Edward zawsze był przeciwny takim wyczynom. Ale ja nigdy nie zwracałam na to uwagi. Teraz to mój były więc nie muszę znosić jego narzekań typu: "Bella, to jest niebezpieczne", "Bella, nie rób tego", "Bella, masz mnie posłuchać. Nie masz tego robić" oraz "Bella, do jasnej cholery zakazuje Ci". Zaśmiałam się mimo woli. Teraz nikt mi tego nie zakaże. Szczerze  mówiąc nie sądziłam że tak szybko zapomnę. Że teraz będę się z tego śmiać. O, właśnie. Przypomniała mi się akcja z ostatniego wyścigu. 

- Bella, nie rób tego. To jest zbyt niebezpieczne - powiedział Edward
- Edward, do diabła. Przestań. Nic mi się nie stanie - odpowiedziałam mu patrząc na tor jaki wybrał Luke. Normalka. Dziury, ostre zakręty, przeszkody. Co to dla mnie? 
- Kochanie, proszę Cię. Nie rób mi tego. 
- Czemu ty tego nie rozumiesz? Ja to lubię i nigdy jeszcze nic mi się nie stało!
- Zawsze może być ten pierwszy raz - i odszedł w stronę Jaspera i Emmeta. 
Wzruszyłam ramionami i wsiadłam na mój motor. Przekręciłam kluczyk w stacyjce. Luke wsiadł na swojego ścigacza i dołączył do mnie. 
- Na miejsca - rozległ się głos Olivii - Gotowi?! - zrobiła krótką przerwę a ja włączyłam silnik - Start!
I wyruszyliśmy. Ja początkowo specjalnie dawałam bratu fory żeby poczuł się szczęśliwy ale w połowie wyścigu puściłam się tak szybko że nikt nie byłby w stanie mnie dogonić. Czułam wiatr we włosach. Z uczuciem triumfu przejechałam przez linię mety i zsiadłam motoru. Liv krzyknęła:
- Bella wygrała! Brawa dla mistrzyni! - i rzuciła się w moją stronę by mnie przytulić. 
Po minucie na miejsce dojechał Luke. Udałam się w stronę Edwarda:
- A nie mówiłam - szepnęłam

Tak. To była jedna z tych akcji w których Edward się o mnie znowu martwił. On był zbytnio nadopiekuńczy. Do dziś pamiętam jak czasem nie odstępował mnie na krok i nie chciał się odczepić bo się o mnie bał. Przecież ja jestem wampirem! Na dodatek starszym i bardziej doświadczonym od niego. W końcu między nami jest różnica powyżej 1750 lat. Niestety. Ale ja tam się z tego cieszę. 

Vancouver, 1675. Godzina 14:37

Spojrzałam w złote oczy Amandy. 

- Na pewno możemy im ufać? - zapytała.
- Z tego co wywnioskowałam to tak. Są tacy jak my. Też żywią się krwią zwierząt. - odpowiedziałam
Wampirzyca uśmiechnęła się. 
- Mam nadzieję. Nie mogę się już doczekać żeby ich poznać. 
- Nie będziemy czekać długo. W Vancouver będą dziś wieczorem.
Czekałyśmy na Vladimira, Nathalie i Jamesa Naffie. Podobno będą chcieli żebyśmy dołączyły do ich rodziny. Zresztą chyba nawet lepiej jeśli dołączymy. Dobrze jest podróżować w większej grupie. W oczach mojej siostry Amandy widać nieufność ale i szczęście.  Poczekamy, zobaczymy. 

Vancouver. 1675. Godzina 21:12

- Witajcie. Nazywam się Vladimir Naffie. To moja żona, Nathalie i przyszywany syn James. - zaczął mężczyzna i uścisnął moją dłoń
- Miło mi ciebie poznać Vladimirze. Ja nazywam się Isabella Marie Victoria Swan, a to moja przybrana siostra, Amanda. - wskazałam na dziewczynę głową. 
- Nam też jest bardzo miło. Mam do was pytanie. - spojrzał na mnie - Widzę że podróżujecie same i że żywicie się krwią zwierząt. Czy chciałybyście dołączyć do naszej rodziny?
Właśnie takiego pytania się spodziewałam. 
- Tak - odpowiedziała mu Amanda - Ale mamy pewne warunki.
- Zamieniamy się w słuch - rzekła Nathalie

I w ten właśnie sposób dołączyłam do rodziny. Niecałe dwa lata później do rodziny dołączyła Sophie z Lukiem. Biologiczne rodzeństwo, które zostało przemienione przez jakiegoś wampira dla zabawy, pozostawione na pastwę losu. Na samym końcu dołączyła do nas Sophie. Dziewczyna, którą potrącił samochód. Kierowca uciekł nie zawiadamiając pogotowia. Byłam wtedy na spacerze. Miała poważne obrażenia głowy i postanowiłam ją przemienić. Nie pamiętam ile razy mi za to dziękowała. Straciłam już rachubę. A było to tak:

Moncton, 1759. Godzina 23:53

Moncton nocą wygląda przepięknie. Dlatego właśnie postanowiłam wybrać się na krótki spacer. Gdy skręcałam w Vail St. Street  dostrzegłam dziewczynę idącą bocznym chodnikiem na którą właśnie celował jadący samochód. Nie zdążyłam zareagować bo brunetka odleciała na kilka metrów i z głuchym łoskotem uderzyła w ścianę budynku. Kierowca szybko zakręcił i uciekł. Ten świat normalnie schodzi na psy.  W wampirzym tempie podbiegłam do nieprzytomnej dziewczyny. Jako że zdążyłam dwa razy zdać studia z medycyny, potrafiłam określić co jej jest. Mimo że krew tej dziewczyny mnie przywoływała to ja potrafiłam bardzo dobrze się powstrzymać. Plus wrodzonej samokontroli. Pochyliłam się i już wiedziałam co się stało: Złamane dwa żebra, skręcona kostka i problemy z czaszką (m.in wstrząśnienie mózgu ale nie tylko. Dookoła otaczała mnie krew a ja wiedziałam co zrobić żeby ją uratować. Spojrzałam na nią i wgryzłam się w jej szyję. Po chwili wzięłam ją na ręce i puściłam się biegiem w stronę domu. Tam już czekała na mnie Amanda z Olivią. Gdy znalazłam się w salonie położyłam ją na kanapie i opowiedziałam wszystko rodzinie. Wszyscy mówili że bardzo dobrze zrobiłam. 
Trzy dni później dziewczyna obudziła się. Na wiadomość że została wampirem trochę się przestraszyła ale gdy James opowiedział jej że uratowałam jej życie zaczęła mi dziękować ile wlezie. Dowiedzieliśmy także że nazywa się Sophia Julie Yalee. Od teraz Sophia Julie Naffie. 


- Ej, księżniczko. Wysiadamy - przy moim uchu rozległ się głos Ema. 
Spojrzałam przez okno. Faktycznie. Jesteśmy na miejscu. Wstałam i wyszłam z samolotu za Liv. Odebraliśmy swoje bagaże i pod osłoną nocy (ponieważ była 22:30) wyruszyliśmy w stronę zamku. Oczywiście jechaliśmy specjalnie po nas wysłanymi samochodami. Nasze miały dotrzeć dopiero jutro. Jechaliśmy rozmawiając o blahostkach. Olivia nawet opowiedziała jak raz napiła się krwi ptaka. Była tak obrzydliwa że czuła jej smak przez dwa dni. W momencie gdy dojechaliśmy na miejsce czekała na nas Jane. 
- Witajcie w Volterze. - rzuciła od niechcenia i poprowadziła nad do sali tronowej. Oczywiście na tronach siedzieli Aro, Marek i Kajusz. Rozejrzałam się dookoła i dostrzegłam kilka członków straży przybocznej. 
- Witajcie Aro, Marku i Kajuszu - zaczął Vladimir
- Oh, witaj rodzino Naffie. Słyszeliśmy że chcecie się do nas przyłączyć. - powiedział Aro
- Własnie tak. To był właściwie pomysł naszej córki, Belli. 
I wtedy stało się to czego ja się w ogóle nie spodziewałam. 
- Bella? To ty córciu? - na sali rozległ się głos Sulpici. 




Rozdział 3 - Narada

Z perspektywy Belli:

- Co się stało? - zapytałam
- Musimy porozmawiać - odpowiedział mi Emmet
Podeszliśmy kawałek do przewróconego pnia pewnej brzozy. Ja i Rose usiadłyśmy na ziemi, natomiast chłopaki na pniu. Nastała krępująca cisza. Zaczęłam się zastanawiać o co w tym wszystkim może chodzić. I jak ja do cholery jasnej wyrzuciłam Alice z terenu mojego domu? Nie no to jest jakieś pokręcone. Co jeszcze? Może nagle zacznę zionąć ogniem? Albo wezmę z ziemi jakiś patyk i zamienię go w jakiś kij mocy? Zaśmiałam się ledwo słyszalnie ale i tak wiedziałam że przynajmniej ktoś to usłyszy. Okej, opanuj się Isa, bo ci serio zaczyna odbijać. Wsłuchałam się w dźwięki, które mnie otaczały. Śpiew ptaków, wiewiórka skacząca po drzewach, uciekająca przed pumą łania. Porozmyślałabym tak dłużej ale przerwał mi głos Jaspera:
- Bello, mam dla ciebie dość szokującą wiadomość. Gdy ją usłyszałem omal nie chciałem się rozczłonkować - spojrzał się na mnie i już chciał kontynuować ale mu przerwałam.
- Tak. Wiem o co chodzi. - moje oczy stały się wielkie jak spodki - Edward zdradził mnie z Alice. Wiem, bo była tu zaledwie 25 minut temu i zdążyła nas o tym powiadomić.
Dostrzegłam zdziwione miny Emmeta i Jaspera. Oni nic nie wiedzieli. Nie było ich przy tej sytuacji. 
- A-a-ale jak? - zapytał Em.
- Normalnie. Czekała już tu na nas i nam powiedziała. - odpowiedziała mu Rosalie.
Reszty rozmowy nie słyszałam bo znów pogrążyłam się w myślach dotyczących zaistniałej sytuacji. Może znowu przypadkiem skopiowałam jakiś dar? Nie wydaje mi się. Przecież w okolicy nie było żadnego wampira, a ja nie znam żadnego z takim darem. Muszę się zapytać Nathalie lub Vladimira. Oni na pewno będą wiedzieć. I jakże po raz kolejny ktoś mi przerwał. Tym razem był to Emmet:
- Ej, Bella mówię do ciebie.
- Mógłbyś powtórzyć - uśmiechnęłam się słodko a chłopak tylko uderzył ręką w czoło.
- Zadałem pytanie: Co teraz robimy? 
Aha. To ja już chyba wiem. Postanowiłam to już wcześniej. 
- Ja chcę wyjechać. Na dłuższy czas. Prawdopodobne jest to że nie wrócę do Forks przez co najmniej 3 dekady. Ustalę to jeszcze z rodziną. Albo pojedziemy razem, albo ja pojadę sama. 
Rosalie spojrzałą się na mnie a jej wzrok mówił: "Błagam, nie rób mi tego. Nie zostawiaj mnie tutaj". Mimowolnie się uśmiechnęłam. 
- Jeśli chcecie jechać ze mną - kontynuowałam - to nie zabraniam. 
Cała trójka jak na zawołanie podnieśli się ze swoich miejsc i krzyknęła:
- Jedziemy!

                                                                  ***
Już od pół godziny ślęczę nad walizkami i próbuję upchnąć do nich jak najwięcej rzeczy. Spakowałam dopiero połowę mojego pokoju a została mi jeszcze garderoba i łazienka. Co do mojej rodziny. Od razu udało ich się namówić. James powiedział nawet że Forks mu się podoba i chętnie pojedzie. Podobnie było z resztą rodziny. Dlatego teraz każdy poszedł do swojego pokoju i zaczął się pakować. W pewnym momencie usłyszałam pukanie do drzwi mojej "komnaty". 
- Proszę - mruknęłam.
Drzwi uchyliły się i ukazała się w nich Rosalie.
- Zastanawiam się czy mogę pomóc - zapytała niepewnie dziewczyna
- Oczywiście Rose. Normalnie z nieba mi spadłaś. 
Wampirzyca uśmiechnęła się i zajęła się pakowaniem mojej garderoby. Razem zajęło nam to jakieś 5 godzin. 
- To co. Teraz idziemy pakować ciebie? - blondynka skinęła głową. 
Wyskoczyłyśmy przez okno i puściłyśmy się biegiem w stronę rezydencji rodziny Cullen. Wbiegłyśmy przez drzwi wejściowe mijając po drodze Esme i Carlisle. A na kanapie w salonie dostrzegłyśmy Emmeta z Jasperem. Rose odezwała się pierwsza:
- A wy co? Już gotowi? - obydwoje podskoczyli jak oparzeni na dźwięk głosu wampirzycy. 
- Tak. Czekamy tylko na was. - odpowiedział jej Em.
Wzruszyłam ramionami i weszłam na górę. Zaraz za mną wbiegła Rosalie. Pakowanie dziewczyny zajęło nam 3h ponieważ była ona już trochę spakowana i miała mniej rzeczy ode mnie. Schodząc na dół zgarnęłyśmy chłopaków i razem podeszliśmy do rodziców tej trójki. 
- Carlisle, Esme - zaczęłam - postanowiliśmy że chcemy wyjechać. Jedziemy do Włoch. Do Volterry. Ale mam prośbę. Chciałabym abyście nie mówili nic Edwardowi i Alice. 
- Naprawdę smutno mi że chcecie wyjechać, ale szanuję waszą decyzję. I oczywiście, nic im nie powiemy. Tylko przyrzeknijcie że będziemy się odwiedzać. - Esme odpowiedziała smutnym głosem
Emmet pokiwał głową i wyszeptał słowo "dziękuję". Chwyciliśmy walizki (w liczbie 24) i wróciliśmy do mojego domu. Tam czekała już na nas Nathalie. 
- Spakowani? - zapytała.
- Oczywiście - rzuciłam. 
Czas zacząć nowe życie. Nowe życie z dala od wspomnień. Nowe życie w Volterze. 
___
Osobiście z rozdziału zadowolona nie jestem ale cóż. Mam nadzieję że chociaż coś się spodobało. Miłego wieczoru,
Arame Isolation